Zapoznanie z Selvą
1 marca
Pobudka przed 7, przepakowanie się i czekamy na naszego przewodnika. Pojawił się z opóźnieniem i jedziemy na market, żeby kupić brakujące rzeczy, czyli w sumie koszulę z długim rękawem. Zatrzymujemy się jeszcze na śniadanie, a później wracamy do hostelu po rzeczy i jedziemy na coś jakby dworzec. Dworzec taksówek, skąd zostajemy przetransportowani do Nauty samochodem osobowym. Było tam jakieś 7 samochodów czyli więcej niż widziałem w tym mieście odkąd tu przyjechałem. Cały transport miejski to motocykle i tuk tuki 😅
W Naucie mamy jakieś czterdzieści minut dla siebie, podczas których nasz przewodnik kupuje jedzenie, paliwo i wszystko co potrzebne. Chodzimy po straganach i próbuję czegoś co miałem nadzieję jest sokiem z trzciny cukrowej a okazało się bimbrem. Słabym bo jakieś 17% ale spodziewałem się zdecydowanie czegoś innego. Z myślą o tlustym czwartku kupuję churrosa, a na koniec jeszcze kokosa do picia. Trochę już zapomniałem jak smakuje i wydawał się smaczniejszy w Tajlandii 🤔
Przesiadamy się do łodki i podróż trwała jakieś półtora godziny, po której wylądowaliśmy w wiosce naszego przewodnika. Mieliśmy chwilę przed obiadem żeby się przespacerować i zobaczyć jak żyją ludzie. Domy na palach, w zasadzie wszystko jest otwarte, a o ociepleniu zapomnij. Niestety nie ma też klimatyzacji i czuję jak się gotuję w środeczku i jestem cały mokry.
Po obiedzie płyniemy z bratem naszego przewodnika na szukanie zwierzątek i zapoznanie z dżunglą. Jest pora deszczowa, wiec łódka to najlepsza opcja (w sumie jedyna sensowna dla miejsca, które jest naszym celem). Płyniemy przez rozlewisko, które wywołuje we mnie dwie główne myśli. Pierwsza to taka, że wygląda jak roztoczański park narodowy, a druga, że wygląda dokładnie tak samo jak obrazki o amazonce, które oglądałem za dziecka w atlasach 🙈
Ze zwierzątek to w sumie tylko małpki i ptaki się udało zobaczyć, przy czym ptaki z tak daleka, że potrafie stwierdzić jedynie jaki mniej wiecej miały kolor i że latają 🤷♂️ A małpiate dały wspaniały pokaz skoków trawersując nad nami po gałęziach. Były też fajne poskręcane drzewa, gniazda mrówek i termitów. Głębokość rzeki w tym momencie to około 3 metrów, gdzie w porze suchej jest tam po prostu ścieżka. Pora deszczowa to nie najgorszy moment na tę część świata. Po powrocie próbowaliśmy jaszcze płynąć na szukanie delfinów, ale zbierało się na deszcz, więc wróciliśmy do kwatery.
Po kolacji wyszliśmy na nocny spacer (przed 20), gdzie głównym celem były tarantule i kajmany. Ani jednych ani drugich ostatecznie nie udało się zobaczyć, Ale były inne duże pająki, żabki, ślimak i lesie. Mam wrażenie, że ostatnio bardzo mi się upraszcza wizja świata i moje krótkie podsumowanie to “las jak las, trzeba tylko wiedzieć na czym się staje, żeby to przepadkiem nie był wąż”. Nie spotkaliśmy żadnego przedstawiciela tego gatunku 🤷♂️
Najgorsze to w sumie są komary. Mam długą koszulę i spodnie, ale absolutnie im to nie przeszkadza i atakują moje dłonie i twarz. Nienawidzę, ale za parę dni powinienem już się do tego przyzwyczaić 🫣 Po powrocie na kwaterę poszliśmy od razu do spanka 😴