Wspinanie Los Coihues i tranzyt do El Bolson
22 grudnia
Umówiłem się dzisiaj na wspinanie w Los Coihues. Udało się rano doładować kartę do Collectivo, a później przegapić mój przystanek, ale dzięki temu dokupiłem sobie brakujące facturas (drożdżówki). Skałka była takim trochę dziwnym zlepieńcem, a wspinanie trochę kamieniołomowe: wyślizgane kostki i krawądki. Nie urobiłem nic szczególnie ciekawego, ale w dwóch próbach udało się przechaczyć 7a. Cyfra dosyć wymagająca, a ja słaby xD
Później poszliśmy nad jezioro z psem właściciela, u którego znajoma nocowało i pograliśmy w karty. Miło się zaobaczyć z ludźmi poznanymi podczas podróży. Daje to poczucie pełnej spójności świata 😃
Zauważam, że brak telefonu mocno wpływa na jakość wpisów na blogu. W przypadku kiedy nie piszę na bieżąco, przypomina to raczej hasłowy zrzut wydarzeń 🙈 Plus nie mam za dużo zdjęć, więc nie ma czym zapchać dziur xD
23 grudnia
Znowu szybko i spontanicznie, dołączyłem do moich współlokatorów na krótki spacer na punkt widokowy na trasie circuito chico. Dzień wcześniej zgadali się z innymi ziomkami z Argentyny, którzy mieli auto, a mnie udało się jakoś dorzucić na ostatnią chwilę 😁 Było mate, jakieś próby komunikacji po Hiszpańsku. Franciso mówi po angielsku, więc był trochę łącznikiem, a także osobą z która można było trochę pogadać bez przepalania sobie styków w mózgu 😅
Po powrocie skoczyłem szybko do serwisu dowiedzieć się co z moim telefonem i otóż niestety wszystko w środku jest uszkodzone. Obydwie płytki i bateria, więc nie ma sensu tego naprawiać. Bardzo mnie to zdołowało, a że kolejny dzień to wigilia, której nie chciałem spędzać w mieście, komunikacja nie jeździ wieczorem, zdecydowałem się na przenosiny do El Bolson i na treking do Los Laguitos. O trekingu opwiedział mi Francisco i Maria, którzy zanim zostali moimi hostelowymi współlokatorami, byli właśnie na tym trekingu. Wieczorem kupiłem bilet (ostatni) i spakowałem wszystkie rzeczy.