Witaj Boliwio
7 października
Odprawa paszportowa poszła sprawnie, chociaż jeszcze mam problemy z hiszpańskim i potrzebna była trzecia osoba 🙈
Na lotnisku w Madrycie jedna dziewczyna zwróciła moją uwagę. Ewidentnie nie wyglądała na Hiszpankę ani latino. Była z chłopakiem i jak stali w kolejce to próbowałem rozkminić z jakiego są kraju. Później usłyszałem że rozmawiają po niemiecku, a jak już wyszedłem z odprawy to akurat stali i złapaliśmy kontakt wzrokowy, więc zagadałem skąd są i wymieniliśmy się kontaktami. Byli w tranzycie do La Paz, są na dwa miesiące w Ameryce Południowej i po Boliwii planują Patagonie. Może uda się coś razem pozwiedzać.
W międzyczasie odpisałem dziewczynom, że spanko w Airbnb spoko i już się nie mogę doczekać, aż się zobaczymy.
Dosyć długo czekałem na bagaż, ale jak pomyślałem sobie, ze może poleciał gdzieś indziej i że czeka mnie duże odszkodowanie to się pojawił 🤣 Poszedłem z nim od razu do odprawy celnej i kiedy już wyszedłem z hali to zauważyłem że nie mam czapki. Została w hali odpraw, ale ziomek w morro pozwolił mi po nią wrócić 😅
Później standard lotniskowy. Simka, bankomat (w sumie mogłem odwrócić kolejność, bo chyba trochę przepłaciłem). Odpaliłem sobie kanapkę, którą miałem jeszcze z Walencji. Troszkę się zeschła i jak zjadłem połowę to stwierdziłem, że wezmę resztę na zewnątrz, na pewno jest ładnie i klimatycznie.
Nie było, nie było prawie nic widać przez okropny smog. Moja pogoda Samsungowa zdecydowanie odradzała wszelka aktywność na zewnątrz. Dobrze że Kraków już mnie na to kiedyś przygotował, więc się szybko zaaklimatyzowałem.
W każdym razie dojadałem sobie kanapkę na zewnątrz i zaczely sie zlatywac jakies muszki. To mi trochę uświadomiło, że fajnie byłoby się umyć, ale nie wiem czy uda się przed przyjazdem do Sucre (wyprzedzając fakty - nie udało się 🫣)
Poszedłem sobie na busa przy lotnisku, bo uber w sumie drogo, a trzeba się wdrażać w podróże komunikacją zbiorową. Kierowca czekał na zapełnienie się busa, widocznie ludzie tutaj nie spieszą się do niczego, idealnie 😍. Muszę być na dworcu w Santa Cruz dopiero o 15.30 😀
Okazało się że bus jedzie na inny terminal niż ten z którego mam autobus do Sucre. Francuzka, która wysiadała też na tym przystanku pomogła mi trochę ogarnąć, bo lepiej (czyli w sumie jakkolwiek) dogadywała się z kierowca.
Stwierdziłem że zdam się na stare i sprawdzone nogi i poszedłem pieszo na właściwy terminal. Szedłem jakieś 45 minut i bardzo czułem te ponad 20 kilo bagażu 🙈 Niestety zauważyłem, że moja czapka w końcu się ze mną skutecznie rozstała. Próbowała w Konsulacie w Zagrzebiu, dzisiaj na lotnisku, aż w końcu została w busie 😭 Przy dworcu, jakaś grupka zawołała za mną czy nie chcę kupić zioła, a za chwile pytali o kokainę. Nie chciałem 🤣
W zasadzie to cały dzień spędziłem na dworcu wegetując. Jadłem lokalne rzeczy, ale mam nadzieję że mój żołądek i jelita sobie z tym poradzą bez większych rewolucji 🙈
Krótka lista dzisiejszych zakupów. Dla referencji 1 BOB to 57 groszy.
- 1l wody - 9 BOB
- zupa warzywna (miała kurczaka) i banan na deser - 7 BOB
- empanada z kurczakiem - 5 BOB
- ciasto o smaku pizzy - 6 BOB
- cuñate - 1 BOB za sztukę
- pepsi w autobusie - 10 BOB
- sałatka owocowa w autobusie - 10 BOB
Kalorycznie nawet nie będę liczył. Normalnie może wystarczy na cały dzień leżenia w łóżku 😅 ale włączył mi się tryb wegetacyjny, niewyspania i czekania, więc dało radę.
Jeżeli chodzi o podróż do Sucre, to pierwszy raz miałem okazję jechać autobusem z fotelami do spania i czuję że się trochę zregenerowalem. Na początku jakiś ziomek robił sprzedaż. Nie zrozumiałem słowo w słowo, ale ogólnie to było o dbaniu o siebie i hejt na używanie telefonów komórkowych. Podstawy masażu ręki i przedramienia, trochę o rozluźnianiu karku, trochę o smogu, plastiku i ekologii. Styl nachalno-ewangelizacyjny.
Była też część sprzedażowa: testing kremu mentolowego, a później chodził i dał każdemu po kremie. Wrócił, poopowiadał, przeszedł znowu, tym razem po pieniądze (albo zwrot), ale nie podszedł do wszystkich tylko do paru osób, później opowiadał dalej i tak pare razy. Były jeszcze inne produkty, ale już przestałem słuchać i głowa mnie trochę bolała od poziomu głośności.
Oprócz niego raz na jakiś czas chodzili ludzie i sprzedawali jedzenie i napoje. Z jakiegoś powodu woda kosztuje dokładnie tyle samo co pepsi 😮 Napoje były zamrożone, co w przypadku pepsi było trochę problematyczne. Próbowałem je otworzyć, ale zostało mało przestrzeni w butelce na szybkie i skuteczne odgazowanie, więc się poddałam po kilku minutach.
Jak mówiłem, że jadę do Ameryki Południowej to znajomi mi powiedzieli że zapach autobusów jest niezapomniany. Przez chwile obok mnie siedziala Indianka i jej zapach mógłbym opisać jako zapach starszych ludzi połączony z zapachem wsi. Nie było tak źle. Może gdyby cały autobus tak pachniał i się zrobił zaduch to inaczej bym to odebrał.
W zasadzie cała podróż była w nocy, miałem dostęp do okna, ale było ciemno i nic nie bylo widac. Trochę szkoda, bo gdzieś tam w mroku przebijał się cień dżungli, kanionów i rzek.
Zdjęcia nie oddają klimatu Santa Cruz, którego doświadczyłem, bo nie lubię robić zdjęć ludziom, zwłaszcza żeby pokazać że czymś się różnią, a zwłaszcza jeżeli znacząco różnią się poziomem zamożności.