Walencja - pożegnanie i wylot
6 października
Na ostatni dzień w Walencji mieliśmy iść na festiwal Tortilli, ale na miejscu okazało się, że jest fast pass, tzn. że pierwszeństwo mają ludzie którzy wykupią sobie dodatkowe bilety, ale trochę scam, bo tylko fast pass był otwarty :rolling_eyes: Zdecydowaliśmy, że nie będziemy ani stać w kolejce (która nie wiadomo czy w ogóle się dostanie do środka), ani płacić, bo poczuliśmy się trochę oszukani. W sumie to do mnie należała decyzyjność, więc to ja zdecydowałem 😂 Pojechaliśmy do knajpki i wzieliśmy sobie tortille na wynos, żeby zjeść w domu. Troche mnie zaskoczyło, że tortille je się z chlebem. Jakoś tak ziemniak do chleba nie bardzo mi pasuje koncepcyjnie.
Po obiedzie, Justyna, Pablo i oczywiście Tiko, nie można zapomnieć o Tiko, odwieźli mnie na dworzec kolejowy. Trochę się w sumie zadomowiłem w ciągu tych trzech dni w Walencji i widze duży potencjał żeby tam spędzić miesiąc na przykład, więc było trochę smutno wyjeżdzać, no ale trzeba lecieć dalej.
W Madrycie trzeba było przesiąść się na pociąg na lotnisko i udało mi się dogadać trochę po Hiszpańsku (sukces). Później dużo chodzenia na lotnisku, oddawanie bagażu, szukanie terminala, przejazd na terminal, dojście do bramek, no i w końcu czekanie na samolot. Podczas czekanie na samolot, ktoś do mnie podszedł, ale nie zrozumiałem czego chciał się dowiedzieć, więc tutaj muszę sobie przyznać porażkę w komunikacji po hiszpańsku 🙈 Czyli klasycznie, jak się czegoś chce to z grubsza wiadomo czego się można spodziewać w odpowiedzi, ale jak nie mam kontekstu to już jest trochę gorzej 😅
W samolocie było nudno, obejrzałem Barbie, bo obiecałem Justynie że jak będzie to obejrze. Niestety jakość dźwięku była słaba i nie wyłapałem połowy dialogów, ale podobało mi się i wrócę. Fajna koncepcja, a o przesłaniu się nie będę wypowiadał dopóki nie będę dokładnie wiedział co się dzieje 🤭