Valle de la Luna
27 stycznia
Dzisiaj można było pospać, bo wycieczka dopiero po południu, ale mój współlokator tak chrapie, że myślałem że się udusi, w dodatku jest ciepło, chodzi wiatrak w pokoju i jakoś nie mogę za bardzo spać. Wycieczka jest do Valle de la Luna, czyli do księżycowej doliny.
Sumarycznie odwiedziliśmy cztery punktu. Pierwszy to była wydma, przy zejściu z której złapała nas mini burza piaskowa - pojedyncze tornado, ale pozwalające poczuć smak takiej prawdziwej pełnowymiarowej.
Kolejny punkt to skałki nazwane trzema Maryjami. W tym punkcie jednemu z uczestników wiatr zdmuchnął kapelusz, a że park ma bardzo restrykcyjne przepisy i kary (nie można przekroczyć ścieżki z kamieni pod karą grzywny i zakazu wstępu do parku przez dłuższy okres czasu), kapelusz został tam gdzie go zdmuchnęło. Strażnik powiedział że spróbują go odzyskać po zamknięciu parku.
Kolejny punkt to kopalnia soli, niegdyś używanej w procesie ekstrakcji miedzi z rudy, a teraz atrakcja turystyczna pozwalająca usłyszeć trzeszczenie skały. Kiedy minerał zmienia swoją temperaturę pod wpływem słońca lub cienia, można usłyszeć trzaski spowodowane zmiana objętości i interakcją ze skałą.
Cała dolina w zasadzie mogłaby być kopalnią soli, bo często pod nogami znajdują się duże jej kryształy. Jak do tego doszło? Kiedyś Atacama była w całości pod wodą, więc cała ta sól rozpuszczona w wodzie, która się tutaj kiedyś znajdowała, została.
Ostatni przystanek to postój na zdjęcie formacji skalnej zwanej amfiteatrem.
Następnie udaliśmy się na przekąskę i drinka do marsjańskiej doliny. Rozpoczęliśmy od tradycyjnego wylania odrobiny alkoholu na ziemię w podziękowaniu Matce Ziemii za możliwość oglądania cudów natury. Ciekawie zobaczyć jak ludzie postrzegali naturę i co i dlaczego było uważane za święte, na przykład wulkany dlatego, że na ich zboczach biorą początek rzeki. Jakie rytuały stosowali i to, że w sumie dalej się ich trzymają.
Po tym wszystkim pojechaliśmy na zachód słońca na punkt widokowy.