Uyuni - słona pustynia
1 lutego
Ciężko mi się dzisiaj spało. Nie ze względu na wysokość, ale z powodu wczesnego wstawania i też mam trochę gorsze samopoczucie. O 5 rano pakujemy się do auta i jedziemy na wschód słońca. Zatrzymujemy się na jeziorze i mamy czas na pierwszą sesję zdjęciową. Chciałem zrobić timelapse ze wschodu słońca, ale jak się później okazało, telefon co chwila poprawiał jasność i w sumie to słabo wyszedł.
Udało się zrobić kilka zdjęć z efektem lustra i trochę pożonglować, ale z perspektywy czasu mam niedosyt i poczucie zmarnowanego potencjału tego miejsca.
Później odjechaliśmy kawałek i mieliśmy grupowe nagranie z efektem lustra i fajnie to wyszło, ale oprócz tego w sumie nic więcej nie ogarnęliśmy, a szkoda, bo jak sobie później przeglądałem nagrania osób poznanych podczas wyjazdu to dużo fajnych rzeczy można było wyczarować 🫣
Następnie pojechaliśmy na śniadanie, na teren bez wody i tutaj mieliśmy czas na zdjęcia i zabawę z perspektywą. Ten potencjał został lepiej wykorzystany 🥰
Później już się nie zatrzymywaliśmy. Ogólnie tego dnia jechałem z tyłu auta i nie do końca byłem w stanie doświadczać w pełni całej wycieczki. Miałem pomysł żeby sobie pojechać na dachu, ale zapomniałem o tym i jak sobie przypomniałem to już nie chciałem robić zamoty 🙈
Mimo to doświadczenie było fajne i przyjdzie czas, że je docenię bardziej. Chodzenie po lustrze wody, bycie na słonej pustyni, płaskiej aż po horyzont, która ma setki kilometrów szerokości, super towarzystwo. Myślę że chciałbym kiedyś tutaj wrócić 🙈
Tuż przed końcem pustyni zatrzymaliśmy się przy pomniku wyścigu Dakar na zdjęcia i pojechaliśmy do miasta na pamiątki. Tutaj kupiłem sobie simkę, żeby mieć kontakt ze światem, bo poprzednią boliwijską zgubiłem 😅
Ostatnim przystankiem było cmentarzysko pociągów w Uyuni 😀
Kierowca jeszcze odwiózł nas na dworzec i tam kupiłem bilet na nocny autobus do La Paz, a później z ziomeczkami poszliśmy na miasto, do kawiarni i o 21.30 ruszyłem dalej.