Uyuni - skały
31 stycznia
Ale mi się dzisiaj dobrze spało po tabsach. Rano się czułem świetnie. Minimalnie jeszcze czuć brzuszek, ale nie miałem problemu ze zjedzeniem śniadania i ogólnie było spoczko 🤗
Pierwsza atrakcja to skałka Copa del Mundo, nazywana tak dlatego, że przypomina puchar świata w piłce nożnej 🤷♂️ Wygląda na taką na którą da się wspiąć i w ogóle region, w którym leży ma potencjał wspinaczkowy 🤔 Troszkę się rozeszliśmy po dolince i przestawiliśmy się do kilku formacji. Bardzo fajny początek 😀
Później była skałka wielbłąd, na którą dało się wspiąć dużo łatwiej 😀
Kolejny punkt programu to skalne miasto, które jest grupą wyższych skał wyglądających jak bloki, pomiędzy którymi znajdują się jakby ulice. Ma nawet swój ryneczek 😀 Pochodziliśmy po mieście i też ma potencjał wspinaczkowy, co zresztą zostało dostrzeżone, bo znalazłem trzy obite drogi 🫣 Bardzo mi się podoba skałą w kształcie złamanego serca, szkoda że nie mieliśmy crashpadów ze sobą 😀
Następnie podjechaliśmy pod jezioro, ale nie było zbyt wielu flamingów, więc zdecydowaliśmy się je pominąć.
Kolejny punkt to kanion Anakondy, który nie zrobił na mnie jakiegoś dużego wrażenia 🫣
Później obiadek i kolejny kanion, w środku którego się zatrzymaliśmy i tu było dużo lepiej, bo na dnie kanionu spacerowało mnóstwo lam 😍
Podjechaliśmy wyżej na punkt widokowy, a później ruszyliśmy dalej, mijając kolejne ściany z potencjałem wspinaczkowym 😅 Nawet sobie pinezkę zrobiłem, na wszelki wypadek, jakbym tu kiedyś chciał wrócić 🫣
Po tych wszystkich atrakcjach, pojechaliśmy na piwo do wioski, w której była stara stacja kolejowa i trzy sklepy z lokalnymi piwami. Kupiłem sobie piwo z quinoą i kaktusa. Pierwsze smakowało jak pszeniczne, a drugie trochę bardziej klasycznie. Każda agencja podjeżdżała do innego sklepu. Wszystko z góry ustalone 😆
Na koniec dnia pojechaliśmy do naszego hostelu, a właściwie hotelu. W końcu darmowe wifi, a ściany były wyłożone solą. Nie jakoś szczególnie dużo, ale klimacik był. Kolejnego dnia pobudka o 4.30 🫣