Tranzyt Piedra - Bariloche
12 grudnia
Dzisiaj dzień tranzytowy. Pakowanie i bus do Esquel. Do miasta dojechaliśmy w trójkę, ja, Max i Katherina, zaczekaliśmy na ich znajomą, ogarnęliśmy sobie spanka przez booking, odniosłem ubranie do pralni, poszliśmy na pizzę - w końcu jakaś dobra pizza w Argentynie 😀 Popełniłem błąd i zamówiłem pizze z ziemniakami, a że potrzebują więcej czasu w piecu, to były troszkę niedopieczone.
Później poszliśmy na piwo, a ja zamówiłem jeszcze papas bravas, ale trochę odbiegały od moich oczekiwań. Były bardziej gotowane niż smażone, ale mimo to były smaczne i tak się dopchałem, że nie mogłem ich skończyć 😅
Byłem w krótkich spodenkach, a zrobiło się zimno, więc urwałem się z piwa i poszedłem do mieszkania poczytać książkę.
13 grudnia
Kolejnego dnia odebrałem pranie, byłem u barbera, poszedłem do kawiarni ogarnąć wpisy na bloga, co zajęło mi sporo czasu, nawet bez szczególnie uważnego poprawiania błędów. Około 16 się odrobiłem i stwierdziłem, że pójdę sobie na trekking. Padło na wycieczkę na krzyż górujący ponad miastem. Po wyjściu z miasta, droga wiodła przez dzielnicę, która wyglądała trochę slamsowo. Domy przypominające kontenery, niezadbane ogródki i dużo śmieci. Po minięciu ostatnich zabudowań znalazłem się w lesie. Miałem klucze do mieszkania, a nie miałem żadnej informacji gdzie są pozostali znajomi, więc starałem się spieszyć w miarę możliwości. Po chwili zacząłem sobie podbiegać, a później włączyłem zegarek i stwierdziłem, że mi nie zaszkodzi trochę bieganka. Dawno już nie próbowałem. Po kilkunastu minutach, kiedy byłem już blisko szczytu, patrząc na wspaniałe krajoobrazy, poczułem że jest fajnie. Cieszyłem się tym momentem, biegankowym zmęczem i nawet pomyślałem, że mógłbym tak częściej 🙈
Na szczycie spotkałem strażaka. W najwyższym punkcie postawiony jest budynek, z którego wypatrywał pożarów w mieście i okolicy. Wracając spotkałem parę Polaków, gdzie ojciec chłopaka był Argentyńczykiem. Pogadaliśmy chwilę i ruszyłem dalej na dół. Tym bardziej, że ziomki zrobili zakupy na kolację, a nie mieli klucza 😅
Na kolację upiekliśmy łososia, do tego ryż, sałatka z ogórkiem i pieczone warzywa. Mniam! 😋
14 grudnia
Kolejny dzień to podróż do Bariloche i szukanie hostelu. Na dworcu próbowałem się zorientować czy mam obecnie jakiś znajomych lub potencjalnych znajomych tutaj, ale nic nie znalazłem, albo nie dostałem odpowiedzi wystarczająco szybko 😅
Spróbowałem w hostelach, w których spałem ostatnio, ale wszystko było wykupione, więc skończyłem w pierwszym lepszym (tańszym 🫢). Było dużo osób ze środowiska LGBT i był także marsz, albo jakaś impreza akurat niedaleko.
Zrobiłem sobie kolację, zjadłem i poszedłem na nabrzeże. Wziąłem sobie chwytkę i zrobiłem trening palców, patrząc się na księżyc w pełni, który wyglądał naprawdę imponująco. Wrzucilem zdjecie na relację i po pewnym czasie dostałem pytanie od znajomej poznanej w El Chalten czy jestem w Bariloche. Umówiliśmy się na kolejny dzień na spotkanie, zaraz przed jej lotem i wyruszeniem w dalszą podróż.
15 grudnia
Kolejnego dnia, kiedy poszedłem do niej do hostelu, był tam też jeszcze jeden znajomy z El Chalten. Wrócili dzień wcześniej z Valle Encantado, gdzie był kolejny znajomy i miał dzisiaj wracać. Z tego wszystkiego przeniosłem się do ich hostelu. Coraz bardziej utwierdzałem się w decyzji, żeby jechać na ślepo do Valle Encantado. Na stopa, nie znając nikogo na miejscu i nie wiedząc właściwie nic, poza tym, że za 10 dni zamyka się tam wspinanie. Próbowałem przekonać parę osób do jazdy ze mną, ale ostatecznie nikt się nie zdecydował. Oprócz Valle Encantado chcę się też powspinac na Freyu i tutaj już mam co najmniej dwie osoby wstępnie umówione 😀
Wieczorem poszliśmy na zakupy. Pokupiłem większość jedzenia na kemping, a także na dzisiejszą kolację. Obserwowałem jak rodowici Włosi przygotowują spaghetti. Nie będę się nad tym rozpisywał, ale mimo kiepskich składników było dobre i widzę też co mogę usprawnić w moim gotowaniu tej potrawy. Zapraszam na degustację po powrocie 🤗