Tranzyt do Gualjainy
27 listopada
Rano wstaliśmy, zjadłem śniadanie, spakowałem się do wyjazdu i pojechaliśmy odebrać pranie, a później po jednego ziomka, którego mieliśmy odstawić w Perito Moreno. Następnie szybkie zakupy pamiątkowe i śniadanie w knajpce z goframi. Droga przebiegała raczej spokojnie, chociaż ich jakość w Argentynie jest bardzo zróżnicowana. Od takiej, którą można nazwać spokojnie autostradą, bo ma szeroki pas i jest prosta, przez szutrowe, które są różnej jakości i jazda nimi jest męcząca, ale zazwyczaj nie mają dziur. Chociaż dzisiaj jechałem po żwirze, który miał takie koleiny, że łapało nam zawieszenie. Było ciężko, ale najgorsza i tak była droga następnego dnia, gdzie przez 50 km jechało się po dziurach przetykanych asfaltem. Jazda slalomem, lub poboczem była jedną z lepszych opcji na pokonanie tego fragmentu 🙈
28 listopada
Moim celem było Esquel, dlatego że chciałem wrócić do Piedry Parady na wspinanie. Przez te dwa dni jazdy nic specjalnego się nie działo i po południu dojechaliśmy do mojego miasta. Szukaliśmy jakiejś knajpy na obiad, co o tej godzinie graniczy z cudem i ostatecznie wylądowaliśmy w kawiarni na tostach. Był to nasz drugi raz tam i tak jak i za pierwszym razem wyszliśmy zadowoleni. Ziomki odwieźli mnie jeszcze do hostelu, pożegnaliśmy się 🥺 i zameldowałem się na jedną noc w czterogwiazdkowym hotelu kapsułowym 😆
Wieczór upłynął mi na zakupach na kemping (szacunkowo jedzenia na 10 dni), wybraniu pieniędzy z Western Union, spacerze na dworzec i kupnie biletów. Chciałem zjeść kolacje w azjatyckiej knajpie gdzie byliśmy już 3 razy, ale jest zamknięta tymczasowo, więc wylądowałem na pizzy, której połowę wziąłem na wynos. Pizza w Argentynie to zazwyczaj pół tony sera, więc połowa w zupełności wystarczy żeby się objeść 😅 Wróciłem do hotelu, przepakowałem sie i poszedłem spać.
29 listopada
Rano po śniadaniu wymeldowałem się i podszedłem z calym swoim dobytkiem (bo po co zostawiać elektronikę i większość ubrań których nie użyje 🤷♂️). Poszedłem to dużo powiedziane, bo co jakieś 200, 300 metrów musiałem się zatrzymać, żeby odpocząć, ale po 25 minutach udało się dotrzeć na dworzec, znaleźć autobus i zapakować do niego. W Gualjaina miałem wstępnie zaklepany hostel wspinaczkowy i bez większych problemów udało mi się tam dotrzeć. W sumie to nigdy nie jeździłem na stopa, a to jedyna opcja żeby dotrzeć do Piedry Parady (poza busem raz w tygodniu), więc wolałem spędzić noc tutaj, żeby się mentalnie przygotować i trochę odpocząć po noszeniu wszystkich moich rzeczy (duffel baga, dwóch plecaków i reklamówki). Miałem też nadzieję, że spotkam kogoś ze wspinaczy w hostelu.
Hostel bardzo przypomina miejscówkę z Puerto Natales. Ściany są częściowo zrobione z ziemi, ogólny vibe jest taki trochę jogowo-wspinaczkowy, a przede wszystkim eko. Byłem jedynym gościem, a oprócz mnie była właścicielka (Kolumbijka) i trójka wolontariuszek - z Argentyny, Kostaryki i Holandii.
Od jednej z dziewczyn dowiedziałem się, że jest krótki trekking (około godziny) na punkt widokowy nad miasteczkiem. Poszedłem, bo po dosyć intensywnych ostatnich trzech tygodniach, nagle nastąpiło całkowite wyhamowanie. Byłem sam w mieście gdzie można było jedynie obserwować upływający czas.
Po powrocie z punktu widokowego, spotkałem dziewczyny nad rzeką, więc na chwilę dołączyłem. Było z nimi dwóch chłopaków i grali na gitarze i śpiewali. Po pewnym czasie wróciłem do hostelu, później poszedłem na zakupy - pieczywo i owoce, i na tym skończył się mój dzień.