Tranzyt do Bogoty
6 marca
Obudziłem się jakoś koło 5, nadrobiłem instagramy i wiadomości z ostatnich paru dni, a kiedy w końcu wstałem, zabrałem się powoli za pakowanie rzeczy. Pakuję się pod kątem samolotu w Leticii, więc na torbę i dwa plecaki.
Pojechałem do przychodni po historię medyczną do ubezpieczenia, zostawiając wcześniej rzeczy w agencji. Kupiłem bilet do Polski, ale coś gorzej ogarniam przez to ubezpieczenie i kupiłem bilet ze złego lotniska. Meh, podchodzi pod to samo miasto, ale nie ma sensownego transportu, więc dopłaciłem trochę (50 euro 😞) za zmianę lotniska i mam z centrum Walencji.
Później poszedłem na śniadanie, a po nim na market i próbowałem sprzedać swoją moskitierę, z której nie planuje mieć użytku. Po dłuższym czasie i wielu przechodzonych krokach udało się tego dokonać i odzyskać 12 SOL.
Market w sumie mnie nie urzekł, co prawda były tam dziwne rzeczy do jedzenia, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Po sprzedaniu moskitiery zacząłem iść w kierunku knajpy, w której byłem wczoraj i okolica mi się podobała. Ładne budynki i zupełnie się ich tutaj nie spodziewałem. Było też sporo turystów. Zatrzymałem się w bocznej uliczce i chwilę położyłem na betonowej pseudo-ławeczce, kupiłem kilka ebooków, a później udałem na obiad. Tam zgrałem książki na Kindle i po chwili dołączył do mnie Tomas. Po obiedzie pojechaliśmy do naszych agencji po rzeczy i razem do portu. Tutaj się zaokrętowaliśmy. Tym razem fast boat, bo zostały tylko 25 dni, a chcę jeszcze zobaczyć trochę Kolumbii 😅 Łódka ma fotele w układzie potrójne po jednej stronie, podwójne po drugiej. Nie rozkładają się więc pewnie ciężko będzie tu spać, ale może się uda 😅
Zabawnie, po jakiejś godzinie albo dwóch dogoniła nas jakaś łódka z wkurzoną dziewczyną, której jak się okazało nie zabraliśmy, bo najwyraźniej wypłynęliśmy trochę wcześniej 🤦♂️
Kupiłem sobie jeszcze inka kolę (oranżada, z colą nie ma nic wspólnego) i tak mi upłynął wieczór 🤭
7 marca
Dopłynęliśmy przed 10 i pojechaliśmy do biura migracyjnego żeby się wymeldować z Peru. Później łódka do Leticii i poszedłem się zameldować w kolumbijskim biurze imigracyjnym, ale to portowe jest w remoncie, więc zostawiam sobie to na kolejny dzień na lotnisko. Pojechałem do hostelu zahaczając o bankomat wcześniej i poszedłem na obiad. Spoko w sumie, bo dostałem coś w rodzaju rosołu, więc jakaś miła odmiana jedzeniowa i ryż w drugim daniu nie był taki suchy jak w Perú.
Kupiłem sobie lot na kolejny dzień i zacząłem szukać kolumbijskiej karty sim. Nie jestem człowiekiem miasta i zazwyczaj idę tam tylko coś załatwić. W dodatku nie było tam nic urzekającego. Jest fajny park, a poza tym mam wrażenie, że miasto to głównie policja, wojsko i szkoły. A i jest jeszcze więzienie 😆 nie tak daleko od mojego hostelu.
W końcu się udało znaleźć kartę gdzieś w centrum i wróciłem do hostelu. Jest spoko, bo ma sekcję siłownia z drążkami do podciągania, więc zrobiłem sobie jakiś mały trening. Czuję spory spadek formy i trzeba się wziąć za siebie. Przynajmniej waga w miarę stabilnie, bo mnie ważyli przed wyciąganiem ości i jest 70kg. W ramach offtopów, to dostałem też dzisiaj zwrot od ubezpieczyciela za całą akcję, więc mogę polecić 😀
Po treningu krótka chwila w basenie i zacząłem ogarniać simkę, ale nie mogłem doładować. Zeszło mi sporo czasu, aż stwierdziłem, że czas coś zjeść i przy okazji podróży do knajpy szukałem miejsca gdzie mogę doładować kartę. Po odwiedzeniu jakichś 4 sklepów, w tym tylko po to żeby zapytać gdzie mogę to zrobić, wylądowałem w punkcie gier losowych i tam się udało.
Poszedłem na pizzę, która w sumie była słaba. Wymarzyłem sobie kurczaka z grzybami, ale kurczak był raczej gotowany niż smażony/pieczony a w dodatku suchy 🙄
Po powrocie do hostelu spakowałem się na lot (sumarycznie mam 35 kg jak jestem ubrany na lekko i może nie być tak łatwo spakować się na lot do Europy. Myślę, że postaram się czegoś pozbyć. Liny albo namiotu, i zamienić na jakieś pamiątki 😅
W pokoju oprócz mnie jest jeszcze rosjanin i kolumbijczyk, z którymi zamieniłem kilka słów. Ciężko mieć pozytywne nastawienie jak się słyszy, że ktoś jest z Rosji, bo skojarzenie jest jedno, ale staram się mimo wszystko nie oceniać ludzi przez pryzmat polityki, jak już zacznę z nimi rozmawiać. Wcześniej leżą w worku ze wszystkimi uprzedzeniami 🤭
8 marca
Dzisiaj śniadanko o 7, a później dopakowanie się i jazda na lotnisko. Prawie zapomniałem ręcznika, ale już wyjeżdżając wróciłem do hostelu żeby sprawdzić czy wszystko wzięte i jednak nie 🤣
Na lotnisku ogarnąłem sobie pieczątkę z Kolumbii, a później oddanie bagażu i bramki. Zapomniałem już jak to się lata i krótkie spodenki i podkoszulek to trochę za mało ubrań jak na tak dobrą klimatyzację, ale na szczęście krótki lot, bo niecałe dwie godzinki. Pierwszy raz widziałem porty usb w samolocie. Po wylądowaniu wziąłem transport z lotniska do centrum, gdzie mam hostel i się zameldowałem.
Poszedłem szukać bankomatu i jedzenia. Wszystko udało się załatwić, chociaż na początku nie mogłem znaleźć tego pierwszego. Przy 400 000 COL jest 26000 opłaty co daje 6.5%. Zdzierstwo, a nie wszędzie można zapłacić kartą, a czasem są dodatkowe opłaty (w hostelu jest to 5%) 🥺
Po obiedzie pojechałem na ściankę. Szukam ludzi, z którymi możnaby się było powspinać w Suesce. Nie czuję żebym miał dużo czasu, bo dość późno się zebrałem a w dodatku jest dzień kobiet i natknęliśmy się na paradę. Po pół godzinie czekania, aż coś się ruszy wysiadłem i pozostałe 15min przeszedłem z buta.
Na ściance w sumie spoko, bo udało się zrobić trening i złapać jakiś kontakt, ale ciężko powiedzieć czy coś z tego będzie 🙈 Formy nie ma, ale za to można było sobie powisieć w hand jamie. Przydałby się taki symulator też na polskich ściankach, ale zastanawiam się nad zrobieniem go samemu po powrocie.
Po powrocie do hostelu jeszcze pogadałem z ziomeczkiem z pokoju - grafficiarzem z Londynu - i ogarnąłem się do spania.