Torres del Paine
23 listopada
Dzisiaj umówiłem się na baldy z ludzikami z internetu i w sumie całkiem fajnie to wyszło. Udało się zrobić balda, którego wcześniej nie umiałem wykminić i nawet porobić jakieś ruchy na 7B. Była nas w sumie piątka i cały dzień spędziliśmy w plenerze, tak że później tylko szybka kolacja i wyjście na wieczorne piwo.
24 listopada
Kolejny dzień to tranzyt do Puerto Natales, które jest moją bazą wypadową do parku Torres del Paine. Miałem kilka koncepcji na trek, ale dzisiaj czuję że dwa ostatnie dni mocno wjechały i jestem tak zmęczony, że odpuszczam sobie kombinowanie ze wschodem słońca i będę zwykłym turystą. Moja baza wypadowa ma bardzo fajny klimacik, taki trochę hipisowski. Fajna odmiana od hostelu wspinaczkowego gdzie ludzie siedzą miesiąc czekając na warun 😅
25 listopada
Poszedłem spać wcześniej, nastawiłem budzik na 6:15, ale obudziłem się około pierwszej w nocy. Wziąłem do ręki telefon i popatrzyłem czy nie mam nowych wiadomości. Dostałem wiadomość od ziomka ze zdjęciem naszego samochodu i wiadomością w języku ful 🤣 Jakoś nieszczególnie się tym wszystkim przejąłem, ale i tak nie mogłem zasnąć bo trochę rozkminiałem czy wszystko zostało ogarnięte w porządku, tym bardziej że jak szedłem do toalety to właściciel hostelu powiedział, że obyło się bez policji. Rano się dowiedziałem, że policja była i że wszystko jest ogarnięte.
Podjechaliśmy po trójkę Izraelczyków i ruszyliśmy na Torres del Paine. Na miejscu pokazaliśmy bilety (trzy z pięciu osób, bo dwójka przykombinowała i weszła bez płacenia 😅). Żeby pokazać bilety trzeba podejść do strażnika, więc można zrobić małe zamieszanie, iść do toalety, udawać że się kupuje bilet itd.
W każdym razie, podjechaliśmy na początek szlaku i ja się odłączyłem, bo ostatnio cenię sobie czas ze sobą 🤗 Nie miałem dzisiaj takiej radości jak w El Chalten. Było dużo osób na szlaku, i mimo że widokowo było super, to nie potrafiłem się tym zachwycić. Po dwóch godzinach z hakiem zameldowałem się przy jeziorku, znalazłem swój wymarzony spocik i zjadłem śniadanie. Przestrzeń na szczycie jest ograniczona linami co robi wrażenie typowego punktu turystyczny, brakuje tylko budki z piwem. Zdecydowanie nie jest to mój klimat.
W sumie spędziłem tam trzy godziny, czekając na dobry warun i ostatecznie nawet sporo się przejaśniło. Najlepszy widok był zaraz po moim przyjściu i zaraz przed moim wyjściem. Później pewnie był lepszy, ale trochę się spieszyłem żeby zdążyć przekroczyć granicę jeszcze dzisiaj i wracać do El Chalten.
W drodze powrotnej wzięliśmy dwójkę Izraelczyków. Połowa trasy do Puerto Natales to była próba zrozumienia statusu finansowo-prawnego naszego wypadku, bo miałem niejasne informacje od ziomka. Nie było wiadomo kto ile zapłacił i za co i co jeszcze trzeba było zapłacić. Ostatecznie wszystko udało się wyjaśnić z wypożyczalnią. Po hiszpańsku 😊😊
Odstawiliśmy wszystkich do Hosteli i ruszyłem na granicę. Zameldowałem się tam około 21. Wszystko poszło bez problemu i nasze auto ostatni raz wjechało do Argentyny. Około 2:30 dojechałem do El Chalten i poszedłem od razu spać.