Suesca
13 marca
Dzisiaj spanie jak najdłużej, a później ścianka, żeby odebrać zapomniany woreczek na magnezję, poprzedni hostel, żeby odebrać zapomniany ręcznik, powrót do obecnego po rzeczy, a później na dworzec. Google maps, a więc wszystkie apki do przejazdów, źle pokazują “Terminal del Norte” w Bogocie i dobrze że kierowca się upewnił gdzie chcę jechać, bo inaczej bym się trochę zdziwił. Później autobus do Suesca i po przyjeździe i zakwaterowaniu poszedłem na jedzonko, a później dołączyłem do ziomeczków highlinerów. Zacząłem poznawać trochę ludzi tutaj. Jak zawsze na początku w grupie, raczej trzymam się z boku i po prostu jestem. Niby mieliśmy czekać na zaćmienie księżyca, ale ostatecznie wszyscy się rozeszli koło północy 😅 Śpię w 6 osobowym pokoju, ale jest nas tylko dwójka. Oprócz mnie jest jeszcze highlinerka ze Stanów Zjednoczonych
14 marca
Dzisiaj to najchętniej nic bym nie robił, trochę boli mnie brzuch i czuję się bardzo zmęczony. Dostałem kontakt do jednej wspinaczki i ostatecznie wspinałem się z nią i z lokalsem, chociaż ciężko to nazwać wspinaniem. Miałem tylko jedną wstawkę i to w trudną drogę. Brakuje mi wytrzymałości (i rozwspinania) i nie byłem w stanie przehaczyć drugiego cruxa. Nie wiem jaka jest wycena drogi, ale fajnie było się poruszać w skale 🥰
Na powrocie zjadłem bardzo dobrą kolację w meksykańskiej knajpie, pogadałem troszkę z ludźmi w lokalnej sklepo-kawiarni i poszedłem spać, a jutro highline 😍
15 marca
Wcześniejsza pobudka, a później kawiarnia i idziemy na szczyt, w miejsce gdzie wiszą slacki. Część rzeczy jest tutaj zwijana na noc, ze względu na łatwy dostęp, czyli wszystko co łatwo zdemontować nie mając żadnej wiedzy. Jest plan na zariggowanie nowej linii (freestyle), ale okazuje się, że liny na stanowiska są za krótkie, więc skończyliśmy z trzema.
Ja standardowo najkrótsza i bez wielkich oczekiwań, za to z wielkich strachem. Miałem dwie krótkie sesje. Na pierwszej rozpoznanie jak stoję (hehe) z taśmą i wnioski są takie, że nie ma problemu z wstawieniem jednej nogi, za to druga jak zawsze ciężka. Na drugiej sesji, udało się już dotknąć taśmy drugą nogą, ale nie zmuszam się do tego żeby próbować więcej. Za dużo strachu, a i tak to duży postęp, bo jestem prawie w tym samym miejscu gdzie ostatni raz, który był zaraz przed moim wyjazdem 🤗
W międzyczasie postawiliśmy slacka, żeby można było trenować i miałem kilkanaście prób, gdzie pod koniec wstawałem z wysoką skutecznością (jak na mnie, bo procentowo to dalej słabo wychodziło) i chyba to też pomogło w drugiej sesji.
Przy zachodzie słońca poszliśmy do sklepo-kawiarni na plotki, a później do centrum na jedzenie. Centrum jest trochę daleko, więc wróciliśmy późno do spania 😅 Jak wróciliśmy to okazało się, że mamy nowego współlokatora, a nawet dwóch jeżeli liczyć wielkiego białego pieseła, który nas powitał w drzwiach do pokoju 😀
16 marca
Dzisiaj wspinanie. Nie wyspałem się ze względu na wczorajszy późny powrót i mimo tego, że późno się zebraliśmy to byłem zmęczony. Trochę nam zeszło na znalezieniu wolnego sektora i ostatecznie wylądowaliśmy bodajże na “La Nariz”, chociaż jak teraz patrzę na topo to nie potrafię znaleźć naszych dróg. Udało się zrobić flashem dwie drogi. Udało to dobre słowo, bo zdecydowanie nie jestem w formie i ta druga to trochę na odlotach. Jako trzecią i ostatnią wstawkę zmierzyłem się z czymś trudniejszym i nawet nie udało się porobić wszystkich ruchów. Po wspinaniu standardowo knajpka, jakieś jedzenie, picie i powrót do domu.
17 marca
Dzisiaj dzień na straty. Zaklepałem sobie lekcje hiszpańskiego w Medellin, więc część dnia zeszła na zgrubnym przejrzeniu gramatyki, a oprócz tego uczyłem się żonglować maczugami i w końcu mi coś zaczęło wychodzić w tym temacie. Późnym popołudniem poszedłem na jedzonko w wracając robiłem zakupy. Po dojściu do mieszkania zauważyłem, że zapomniałem wziąć owoców z warzywniaka 😭 Papaja, 2 granadille i marakuja 🙈 Mimo, że w zasadzie nic nie zrobiłem to ten dzień był bardzo dobrym odpoczynkiem od poznawania miliona nowych ludzi, których imion i twarzy nie jestem w stanie zapamiętać. Potrzebowałem trochę antyspołeczności.
18 marca
Po 14 poszliśmy na taśmę. Akurat dzisiaj pojawiła się też legenda highlineowa z Niemiec i bardzo przyjemnie było popatrzeć na kogoś z 18-letnim doświadczeniem na taśmie. Jestem pod wrażeniem kontroli i stabilności. Był taki moment, kiedy na trzech taśmach nikt nie spadał i cisza była niesamowita. Bardzo uspokajające mentalnie. Ja byłem na taśmie dwa razy i dzięki pomocy i wsparciu ziomeczków udało mi się wielokrotnie dostawić drugą stopą, a nawet podejmować próby dotknięcia taśmy ręką. Poczułem nawet hype i spokój, i jaram się kolejnymi sesjami. Widzę progres mimo półrocznej przerwy.
19 marca
Dzisiaj kolejna sesja z samego rano. Większość czasu czułem się bardzo niepewnie. Nie mogłem się skupić i wszystko było rozmyte. Mimo to próbowałem i znów udało się dostawiać nogę, a po pewnym czasie nawet złapać fokus. Nie posunąłem się dalej, nie próbowałem nawet dotykać ręką taśmy. To nie był ewidentnie mój dzień, ale popracowałem nad strachem i nad trzymaniem dwóch nóg na taśmie i jest coraz lepiej. Na spadanie przyjdzie jeszcze czas 🙈
Po hajku poszedłem towarzyszyć ziomkom we wspinaniu. Boli mnie biceps i obstawiam jakieś lekkie naderwanie mięśnia, więc nie chcę go męczyć poza taśmą. Mam jeszcze jakieś dwa dni tutaj, a później już będzie odpoczywał 🤗 Dzisiaj ludziki z Suesci budowali podesty pod skałka, więc poszedłem trochę pomóc, głównie noszenie kamieni. Po robocie wróciłem do hostelu i trochę poćwiczyłem, głównie brzuszek, trochę żonglowanie, trochę stanie na rękach i balans board.
20 marca
Rano ćwiczonka i widzę że jest coraz lepiej, śniadanie i na taśmę. Dzisiaj mega dużo osób, bodajże 12 sztuk i cztery taśmy. Miałem dwie sesje i na pierwszej zacząłem czuć się mega pewnie. Zauważyłem, że siedzę bardziej na nodze niż na pośladku, co ma dwie zasadnicze zalety, a mianowicie taśma nie wżyna mi się w dupę i jestem w stanie łatwiej operować drugą nogą. Do tego jest jakby stabilniej, a pozycja bardziej aktywna. Dużo łatwiej wrzucić drugą nogę i nawet ją dosuwać po taśmie. Udaje się dotknąć ręką taśmy przede mną bez utraty balansu i znajduję się w sytuacji, gdzie nie mogę mówić, że spadanie jest bez sensu, bo zostają już tylko próby przeniesienia ciężaru na nogi i a muerte, wstanę czy nie wstanę, będzie latane. W którejś próbie dojrzałem w końcu do decyzji, złapałem taśmę i zacząłem wstawać. Jednocześnie wyrwał się krzyk z mojego gardła, taki trochę strachu, a trochę zaskoczenie, że jednak robię to co robię. Jak łatwo przewidzieć nie udało się wstać, ale poleciałem przy wstawaniu i jest to dla mnie mega sukces. Później miałem jeszcze jedną taką próbę i na tym sobie odpuściłem. Wolę mniej, a częściej w przypadku tego sportu.
Druga sesja była przy wietrze i trochę to osłabiło moją psychę, więc mimo że raz czy dwa miałam dobrą pozycję żeby podjąć próbę wstania, to się nie zdecydowałem. Przez dobrą rozumiem, że trzymałem taśmy przez kilka sekund, ale nie było decyzji.
Po zachodzie słońca pomogłem przy zdemontowaniu linii i backupów, a później poszliśmy na kolację, a w zasadzie pojechaliśmy, ładując się w 9 osób i duży plecak do auta 🤭
W przeciągu dnia też poukładałem sobie kwestię wycieczki na farmę kakao i będę próbował w Medellin, więc jutro powrót do Bogoty, tam jedna nocka, a później mój przedostatni przystanek, Medellin właśnie. Dotychczas rozważana opcja, która urodziła się pierwszego wieczoru tutaj, to bus 2.5h od Bogoty a następnie pół godziny jeepem, ale nie mam tyle czasu, żeby coś takiego ogarnąć. W dodatku, to wszystko w kierunku Salkantay, więc tak bez sensu patrząc z perspektywy całej podróży.