Santiago
23 stycznia
O 19 mam autobus do Santiago, pada deszcz a ja nic sobie nie zaplanowałem. Mogłem jechać na termy, ale jakoś tego nie przemyślałem, a rano już mi się nie chciało ogarniać. Dzień upłynął na aktualizacji bloga i jedzonku. Sam tranzyt był mega uciążliwy, bo nie mogłem spać w autobusie. Udało się może jakieś trzy godziny w sumie.
24 stycznia
Dojechaliśmy o 7 do miasta. Chodził za mną panel od pewnego czasu więc stwierdziłem, że pojadę najpierw na ściankę, a później do hostelu. Fajnie było się powspinać na nowoczesnej ściance, gdzie nie trzeba się zastanawiać jak dokładnie przebiegają baldy, bo wszystko jest czytelne 😀 Jedyne do czego bym się przyczepił to do tasiemek, których kolor nie zawsze był dobrze widoczny.
Moja forma nie istniała, w sumie to byłoby bardzo dziwne gdybym po tylu godzinach spania był w stanie urobić coś sensownego, ale byłem zadowolony. Trochę endorfinek weszło 😍
Po ściance zameldowałem się w hostelu, zjadłem burgera i poszedłem spać. Wieczorem chwilę pogadałem z dziewczyną z Argentyny, wstępnie umówiliśmy się na spacer na jutro popołudniu i ewentualnie na plażę dwa dni później.
Dwie rzeczy były męczące w pokoju hostelowym. Było mega gorąco i moja drabinka na łóżko piętrowe była niezależnym bytem, który się obijał o łóżko, kiedy jej używałem.
25 stycznia
Dzisiaj rano pojechałem na inną ściankę, trochę bliżej hostelu żeby coś przyoszczędzić. Tym razem sesja była bardziej udana i nawet zakolegowałem się z jednym z lokalnych wspinaczy. Był kolejną osobą, która mówiła mi żeby uważać na kieszonkowców w mieście. W sumie to dotychczas nie ruszyłem się dalej niż 10 metrów od hostelu, bo ubera nie liczę jako chodzenie 😅 Ale bardzo wpłynęło to na moje nastawienie do miasta. Zazwyczaj potrzebuję paru dni żeby zaprzyjaźnić się z miastem, a ciężko jak jedyne o czym Ci mówią ludzie to to, że można stracić telefon i żeby go nie trzymać na wierzchu 🙈
Po obiedzie poszedłem do hostelu i znajoma (Vitalina) akurat skończyła drzemkę, więc poszliśmy na pobliskie wzgórze. W sumie to pobliskie to 2km i tak naprawdę jedynie do stacji kolejki szynowej 🫢 strasznie było gorąco, mój mózg nie chciał działać, ale nawet coś tam porozmawialiśmy.
Kolejka szynowa dojeżdżała do bazyliki Matki Bożej, na terenie której był wielki pomnik. Rozpościera się też stamtąd widok na całe Santiago. Ogromne miasto 🫣 Fajnie też widać najwyższy budynek w Ameryce Południowej. Pospacerowaliśmy po wzgórzu, a później kolejką gondolową zjechaliśmy na drugi koniec.
Stąd szliśmy w kierunku hostelu szukając lodów, ale wylądowaliśmy na sushi 😋 W sumie to najlepszym w moim życiu 😅 a później zamiast lodów skończyło się na piwie. Końcówka doby upłynęła mi na pakowaniu się na samolot. Limit na torbę to było 23 kilo i chyba pięć razy się przepakowywałem zanim udało się osiągnąć kompromis wagowo-objętościowy między torbą i dwoma plecakami 😅
26 stycznia
Pobudka o 5:30, uber na lotnisko, lotnisko, samolot, kolejne lotnisko. Tutaj przy wyjściu okazało się że jest dużo transferów bezpośrednio do San Pedro. Wszystkie po 15000, ale jak poszedłem na bok żeby ogarnąć swoje życie to za chwilę podeszła dziewczyna i powiedziała, że za 14000 mogę jechać. W sumie spoko, pewnie mógłbym się targować, ale jestem też zmęczony i fajnie, że jedna rzecz mniej do ogarnięcia.
Po przyjeździe zameldowałem się w hostelu, poszedłem na obiad, a później organizować sobie wycieczki tutaj. Poszedłem do agencji, tam dosyć długo pogadałem o możliwych wycieczkach. Ucieszyło mnie że mogę jechać na Uyuni i już zostać w Boliwii, co mi oszczędzi organizacji.
Nie ucieszyły mnie ceny, ale w sumie chyba chcę tu zostać i wykorzystać co się da. Wieczorem zacząłem sobie rozkminiać, żeby może wejść na wulkan powyżej 6000, co jest dodatkowym kosztem, ale też cały czas mieszczę się w swoim budżecie. Jest mocno nieokreślony i w sumie to jedyne co się zmienia to to, że pracy będę mógł albo musiał szukać 😅