Salkantay trek - dzień 4
19 lutego
Pobudka o 5, 5.30 śniadanie, 6 wymarsz. Najpierw mamy do pokonania jakieś 800 metrów przewyższenia, aż do punktu z którego rozpościera się widok na Machu Picchu i okoliczne doliny. Wcześniej mamy przerwę przy ruinach na jakieś słodycze, wodę i krótką pogawędkę.
Później schodzimy na obiad, a po obiedzie ruszamy wzdłuż torów do naszego spanka. Zaraz po pierwszych metrach dostaję telefon, że moja agencja nie ogarnęła mi biletów i muszę je kupić sam. Codziennie jest wypuszczana pula 1000 biletów, które można kupić na kolejny dzień. Ruszam więc swoim tempem żeby jak najszybciej dotrzeć do miasta i załatwić sobie wejściówkę.
Zaraz przed miastem zaczyna padać, ale na razie jest spoko. Wypłacam z bankomatu gotówkę i idę do centrum kultury. Trochę się tam kręcę zanim ogarniam gdzie jest właściwa kolejka i pobieram numerek. Dostaje 326 i mam wrócić o 17, żeby kupić bilet. Idę do hostelu, biorę prysznic i wracam. Dużo numerków się nie pojawiło i dosyć szybko udaje się kupić bilet. Było jeszcze sporo na circuit 2 i na godzinę, o której idzie grupa z Carlosem, czyli na 6 rano 🫣
Wracam do hostelu i mam około 1.5h dla siebie i internet 😅 Później schodzimy na dół i idziemy do restauracji na kolację. Jedzonko dobre, ale nie ma porównania ilościowego do tego co mieliśmy w trakcie trekkingu. Kucharze naprawdę o nas zadbali 🥰 Na kolacji się dowiaduję, że wracam busem z miejsca gdzie jedliśmy obiad, czyli będę musiał podejść kawałek następnego dnia. Inne opcje to transport mieszany - pociąg i bus z innej miejscowości.
Po kolacji wracamy do hostelu i od razu idziemy spać, bo musimy wyjść o godzinie 4.30, żeby zdążyć na 6 do Machu Picchu.