Salkantay trek - dzień 3
18 lutego
Wstajemy jak wczoraj, herbata z koki o 5, 5.30 śniadanko, 6 wyjście. Zakładam mokre skarpetki i buty i ruszamy. Po niedługim czasie docieramy do pierwszego osuwiska, uważnie przechodzimy i idziemy dalej. Carlos opowiada o ayahuasce i właściwościach jednej z roślin zerwanej po drodze. Proszek z jej kwiatu powoduje osłabienie woli, przez co można łatwo zostać okradzionym.
Następnie docieramy do miejsca, w którym można kupić coś ciepłego do picia i jakieś jedzonko i tam się zatrzymujemy na dłużej. Przed nami jest kolejne osuwisko i na razie jest zbyt niebezpiecznie żeby przez nie przejść. Z daleka widać grupę osób czekających (albo ogarniających) sytuację. W miedzyczasie przewodnicy znajdują jakieś jagody i opowiadają o tym, że były używane do malowania twarzy, a później zaczynają nas malować.
W końcu sytuacja z osuwiskiem trochę się poprawia, głównie ze względu na zmniejszenie opadów deszczu i ruszamy w jego kierunku. Robi się trochę nerwowo, bo w każdej chwili mogą polecieć na głowę jakieś kamienie, ale udaje się bezpiecznie przedostać. Pokonujemy osuwisko w dwójkach, cały czas w kontakcie z przewodnikami, gdyby nagle poleciał jakiś kamień. Czeka nas jeszcze przejście przez rzekę i jedno osuwisko, ale udaje się ogarnąć bez żadnych przygód. Jestem tak przemoczony, że wchodzę do rzeki w butach i nie robi to jakiejś większej różnicy.
W międzyczasie Carlos opowiada o uprawach roślin, które mijamy i w tej okolicy są one podzielone na różne sektory, głównie według wysokości nad poziomem morza i każdy z nich charakteryzuje się uprawą innych roślin. Kiedyś była to głównie koka, a teraz są tutaj owoce takie jak banany, awokado, granadilla czy marakuja. Mamy też możliwość powąchać kwiat granadilli, który bardzo przyjemnie pachnie 😋
Za osuwiskiem czeka na nas bus, który zabiera nas na plantację kawy i tam uczymy się całego procesu, w tym uczestniczymy bezpośrednio w paleniu i mieleniu kawy, która następnie jest parzona i możemy jej spróbować. Kwaśna ale smaczna 😊
Jest lina po której można się wspiąć, ale muszę skorzystać z nóg żeby się udało 😅 Mam słaby ścisk na takie rzeczy, a wilgoć i mokra linia nie ułatwiają zadania. Udaje się zobaczyć krzew koki 😁 Na koniec wizyty pijemy alko z fikuśnego naczynka z wielkim kutasem, nawiązującym do miejscowej kultury 🤷♂️
Jedziemy następnie na kwaterę i obiad. W tym miejscu nadchodzi czas podziału, dlatego że część grupy jest na 4-dniowym treku, a część na 5-dniowym. Dzisiaj luźniejszy dzień i można iść na zipline i na termy. Decyduję się na obydwie aktywności, więc mamy jeszcze chwilę przed rozstaniem, jako że dzielimy trasę z ekipą 4-dniową. Podrzucają nas na skrzyżowanie, z którego po pewnym czasie odbiera nas inne auto i oto jesteśmy.
Szpeimy się, zaliczamy szkolenie teoretyczne i idziemy na pierwsze stanowisko. W sumie są cztery tyrolki i na każdej zjeżdżamy w innej pozycji, z czego najfajniej jest na ostatniej, bo zakładamy uprząż na odwrót i zostajemy podpięci twarzą w dół, więc można poczuć się jak ptak 😀 Zjazdy nie robią na mnie jakiegoś dużego wrażenia, ale fajnie było i nie żałuję 🤗 Zwłaszcza ten ostatni zjazd i oglądanie koron drzew z góry 😍
Na końcu ostatniego zjazdu czeka na nas reszta naszej 5-dniowej ekipy i jedziemy na termy Colcamayo. Termy jak termy, nie ma co opowiadać 😀
Wieczorem briefing i kolacja. Bardzo bezstresowo podchodzę do wycieczki i nie wiem ani na jaki circuit w Machu Picchu idę, ani w jaki sposób wracam później do Cusco. W sumie to drugi przewodnik też nie wie i mam się tego dowiedzieć kolejnego dnia.