Pożeganie z Bogotą
22 marca
Dzień zacząłem od pójścia na ściankę i zrobienia treningu. Udało się wyrównać dwa porachunki z baldami, pomęczyć się na połogu i w przewieszeniu. Trochę chaotycznie i wszystko skondensowane, ale nie mam za dużo czasu. Po ściance wróciłem do hostelu, ogarnąłem siebie i mój bagaż i wymeldowałem się. Zostawiłem duża torbę w depozycie i poszedłem na targ owoców. Po drodze wstąpiłem do barbera, żeby się trochę ogarnąć i w sumie to za jakieś 40 zł miałem strzyżenie jak za ponad 100 zł w Polsce 😅
Poszlajałem się po targu i kupiłem dużo różnych owoców, z czego jeden mi się rozwalił, bo nie spodziewałem się, że jest aż tak delikatny. Podjechałem na plac Boliwara i w sumie sam beton, ale zrobił na mnie wrażenia.
Po połażeniu po okolicy, wróciłem się na plac, usiadłem na skraju i zacząłem ogarniać owoce. Spróbowałem czterech, z czego ten rozwalony (Pinhia) smakował najlepiej. Słodki z dużymi pestkami, nie mam żadnych skojarzeń smakowych do porównania.
Guayaba smakowała trochę malinami, ale tylko sam środeczek, bo okolice skórki nie były szczególnie smaczne.
Kolejny był słodki, ale miał dziwny posmak, który mi nie podszedł.
Feijoa, ten zielony był robaczywy, więc ciężko się wypowiedzieć.
Curuba, ogórek z pomarańczowymi pestkami był w sumie bez smaku.
Mam więcej owoców, ale w sumie tylko jeden z dziwnych, a reszta to sprawdzone, które wiem że lubię, ale dawno nie jadłem 😀 Po za tym już zgłodniałem, więc poszedłem na obiad, a później na lody do Crepes & Waffle. Myślałem, że idę do zwykłej lodziarni, a wylądowałem w restauracji, która była w podziemiach. Tam ostatecznie zdecydowałem się na najbardziej czekoladową wersję gofrów i to jest absolutny sztos. Wszystkie polecajki od ziomków highlinerów z Suesci siadły jak złoto. Jedyne co mam do zarzucenia deserowi, to ilość cukru, którą dalej czuję nawet po 6h od zjedzenia 🙈
Po tej rozpuście wróciłem do hostelu po rzeczy i później pojechałem na dworzec. Znalazłem swój autobus i właśnie wyjeżdżamy z Bogoty do Medellin.