Ostatnie dni wspinania w Piedrze Paradzie
5 listopada
Dzisiaj szliśmy na fajne drogi znalezione przez Alexa i Andree. Po rozgrzewce wstawiłem się w 7a po klamach, ale trochę mi zabrakło szczęścia w cruxie (siły i tak nie mam 🤭). W drugiej wstawce już weszło z zapasem. Później flash od Ewy na innym 7a i na koniec jeszcze raz, żeby pościągać ekspresy.
Wieczorem gotowaliśmy na ogniu. Trochę się spinałem, bo chciałem iść jeszcze wieczorem na zachód słońca, a gotowanie szło dosyć marnie. Piec zaczął się trochę rozpadać, a blacha nie do końca chciała się grzać, ale po wymianie blachy na większą i płaską już było dużo lepiej.
Koniec końców poszedłem tylko ja z Alexem. Celem było znalezienie dobrego spotu na kolejny wieczór. Wydawało mi się, że spóźniliśmy się na sam zachód, ale droga na kanion okazała się szybsza niż myślałem, więc mieliśmy sporo czasu żeby pochodzić, porobić zdjęcia i zrobić rekonesans. W sumie to najlepsza część zachodu była jak już zeszliśmy do obozu 🙈
6 listopada
Rano okazała się, że w nocy szczury dobrały się do naszego jedzenia. Straciliśmy wszystkie jajka, które zostały zrzucone z drzewa, ale nasze zapasy są na tyle duże, że nie zagroziło to naszej diecie.
Last day, send day więc poszliśmy na projekty. Ja w sumie nie miałem nic szczególnego, więc po rozgrzewce głównie marzłem 🤣 Cały dzień była super pogoda, ale miejsce w kanionie, gdzie się wspinaliśmy było oświetlone tylko przez godzinę w ciągu dnia, więc było tam zimno. Później przenieśliśmy się w trochę lepsze miejsce, chociaż dalej w cieniu, gdzie chciałem spróbować się na 7b mającym wspólną końcówkę z 6c+. Droga była bardzo krawądkowa i mimo że udało się rozwiesić ekspresy to niedopatentowałem sobie dobrze cruxa i nie puściła w kolejnych próbach. Mimo to bardzo fajnie było się z nią zmierzyć i może sobie jeszcze na nią wrócę w przyszłości. Bardzo dobry trening palców, a po ostatniej wstawce czułem się kompletnie zniszczony przez ten cały tydzień. Zniszczony i szczęśliwy 🤗 Dostałem jeszcze mobilną chwytkę od ziomeczków z Norwegii. Mega miło z ich strony. Swojej nie brałem z Polski, bo była za duża i za ciężka, ale ta będzie w sam raz 🥰
Wracając, poszedłem z Maorem na jedną drogę, żeby sobie przećwiczył asekurację z górnego stanowiska i zjazdy. Później powrót do obozu i gotowanie kolacji - dzisiaj na gazie, a wieczorem ekspedycja na zachód słońca.
Ziomeczki z Norwegii zostały w obozie, ze względu na drobny uraz, a ja z Ewą i Maorem zaopatrzeni w słodycze, wino i zestaw do robienia herbaty poszliśmy na spot. Ostatecznie nie był to ten sam, który znaleźliśmy dzień wcześniej, ale za to był lepszy i bliżej. Kolorystycznie nie było tak dobrze jak dzień wcześniej, ale i tak było fajnie 🤗. Niebo było całkowicie bezchmurne, a później można było zobaczyć mnóstwo gwiazd - jak w każdy dzień zresztą.
Trochę zapomniałem jak się używa telefonu, więc w zasadzie nie mam żadnych zdjęć ze wspinania 😁