Salkantay trek - Machu Picchu
20 lutego
Pobudka przed 4, 4.25 meldujemy się na dole i chwilę później ruszamy. Pogoda jest średnia, bo jest ciemno, pada deszcz i jest zimno. To już ostatni dzień w mokrych butach 🙈 Po pół godzinie docieramy do mostu, a po kolejnych 45 minutach i milionie schodów meldujemy się przy wejściu. Chowamy się przed deszczem i chwilę później znajduje nas Carlos i reszta ziomków, którzy zdecydowali się wziąć busa.
Zostawiam plecak w depozycie i dołączam do grupy. Pada deszcz, jestem przemoczony, jest zimno i mgła, ale tworzy to pewien klimat, który lubię, chociaż przynajmniej mogłoby być ciepło. Idziemy powoli na punkt widokowy i z każdym tarasem Machu Picchu robi coraz większe wrażenie. Nie jest może idealnie na zdjęcia, ale widać całe miasto. Szkoda że nie widać okolicznych szczytów, ale i tak ciężko oderwać wzrok od budowli. Docieramy do punktu widokowego, robimy parę fotek i tam czekając na poprawę warunu Carlos opowiada o historii miejsca i Inków. Po około godzinie zaczynamy powoli schodzić do miasta.
Zatrzymujemy się jeszcze przy świątyni słońca, gdzie dostajemy ostatnie informacje od Carlosa o świątyni, a także o technikach obróbki granitu przez Inków i żegnamy się z przewodnikiem. Na zwiedzanie jest tylko 2h i jeżeli przekroczy się ten czas to można dostać grzywnę i zakaz wstępu przez parę miesięcy, co w przypadku osób tam pracujących jest katastrofalne 🫣
Chodzimy jeszcze wśród ruin przez jakieś pół godziny. Zwiedzanie jest jednokierunkowe, więc nie można sobie chodzić gdzie się chce, ale circuit 2 jest tak poprowadzony, że widzi się w zasadzie całość zabudowań. Robi to wrażenie, ale jest zimno, więc w miarę szybko przechodzimy całość. Staram się robić zdjęcia, mimo zmarzniętych palców i opadu 🥶
Po wyjściu nadchodzi czas rozstania, ja muszę dotrzeć do busa, wracając do miejsca wczorajszego obiadu, a pozostała część grupy, albo idzie na circuit 3, albo wraca do hotelu przebrać się w ciepłe ubrania.
Schodzę schodami, a później wzdłuż torów i zatrzymuję się w knajpie, a później ruszam na “dworzec”.
Po pewnym czasie znajduję człowieka z listą i się odhaczam, widzę też polskie nazwisko i zgaduję się z rodakiem, żeby po pewnym czasie poznać jeszcze jednego 😀 Nasz bus pojawia się z godzinnym opóźnieniem. Podczas podróży mamy czas na rozmowę tylko podczas przystanków, bo siedzimy po przeciwnych stronach busa, ale fajnie porozmawiać z kimś po Polsku 🤗 Zwłaszcza, że już nie ma ziomeczków z treka 😔
Po pewnym czasie docieramy do większej miejscowości, ale ze względu na roboty przy osuwisku łapiemy opóźnienie. Jakaś godzina czekania, aż w końcu ruszamy.
Kolejny przystanek to 25 minut przerwy, gdzie jemy kolację, a później 3h w busie. Docieramy do Cusco około 23 i od razu zgarniam Ubera do hostelu i idę spać 😅