Kakako tour
23 marca
What a day!
O 4.30 przyjechaliśmy do Medellin, najgorsza godzina, bo byłem w dobrym stanie spankowym, no ale z drugiej strony jest szansa, że uda się zrealizować dzisiejszy plan 😅
Od razu ruszam szukać busa, który zawiezie mnie do farmy kakao i zaskakująco szybko udało się znaleźć kasę i bus odjeżdża o 5, a następny o 6.15, co mi daje wystarczająco dużo czasu żeby odwieźć rzeczy do hostelu - szkoły językowej. Tak też robię, kwateruję się i o 5.30 jestem z powrotem, już tylko z małym plecakiem 😊
Kupuję jakąś kanapkę na śniadanie i o 6.15 już siedzę w busie. Udało się trochę zdrzemnąć, a po trzech godzinach wysiadam na skrzyżowaniu. Stąd czeka mnie 40-minutowy spacer, po którym melduję się na farmie i czekam na rozpoczęcie touru. Udało się dotrzeć 😍 Mega się cieszę, bo nie do końca mogłem się dogadać i nie udało się wszystkiego zaplanować na pewniaka 😅
Tour zaczął się od próbowania nasion świeżego kakao, które są otoczone białym słodkim miąższem. Samych nasion się nie zjada, tylko ssie otoczkę.
Następnie próbowaliśmy prażonych nasion w 4 kombinacjach: surowe, z czekoladą 70%, 30% i z fermentowanym miąższem kakaowca.
W trakcie degustacji dowiedzieliśmy się o tym, że kakao pochodzi z Ameryki Południowej, że było uważane za dar od bogów, służyło jako waluta, jego uprawa była mocno ograniczona, o tym jak to się stało, że rozprzestrzeniło się na cały świat i wiele innych. Solidna dawka wiedzy i praktyki hiszpańskiego 😅
Później przeszliśmy do części nazwijmy to warsztatowej. Tutaj dowiedzieliśmy jak się praży kakao - w takiej śmiesznej karuzeli. Nie używa się ognia, dlatego że dym wpływa na walory smakowe. Następnie kakao się rozbija i później oddziela się łupiny od ziarna. Ziarno się później mieli, tu miałem spory udział 😁, na tłustą masę. Masę można zmieszać z cukrem w takim specjalnym miksero-rozcieraczu i ten etap trwa długo. Nawet kilka dni, ale my nie mamy tyle czasu. W ramach oczekiwania idziemy na tour po farmie.
Tutaj dowiadujemy się trochę o samym kakaowcu. Na farmie mającego postać małego drzewka. Coś jak jabłonie. Jak się przycina to nie są wysokie, chociaż mogłyby takie być 🤭 Kakaowiec owocuje przez cały rok i jest łatwiejszy w obsłudze od kawy. Na taką samą powierzchnię, gdzie kiedyś była kawa i potrzeba było ponad 20 pracowników, wystarczy jedna osoba.
Częścią touru jest kakaowe spa. Po namoczeniu ciała smaruje się kakowcowymi łupinami namoczonymi w ciepłym wodzie i po pewnym czasie się to spłukuje. Nie mam kąpielówek, ani ręcznika, więc przez pewien czas paraduje w mokrych bokserkach 🤭 Wracając mijamy wodopoje kolibrowe, ale nie ma ptaków ze względu na to, że jest bardzo ciepło o tej godzinie. Na terenie farmy są miejsca do spania i można tu przyjechać z noclegiem. Mega opcja dla ludzi co mają więcej czasu 🤗
Wracamy do naszego warsztatu kakaowego, a w sadzje czekoladowego i wylewamy masę na dokładnie wyczyszczony blat. Tutaj trochę zabawy ze świeżą czekoladą, a następnie zaczynamy robić nasze własne. Mamy do wyboru kokos, sól, prażoną kukurydzę i orzeszki ziemne. Robię sobie sekcje z każdym składnikiem, a także jedną ze wszystkimi naraz. Później czekolady lądują w lodówce do stężenia, a my płacimy za całe doświadczenie niecałe 80 złotych na głowę.
Później się zbieram i idę na skrzyżowanie, nie mam dużo czasu, bo chcę jeszcze zahaczyć o skałę po drodze 😅 Ze względu na warunki atmosferyczne i brak obiadu zjadam swoją czekoladę 🤣 Bardzo dobra, ale nie polecam na pusty żołądek 😅 Najlepszy był fragment z solą.
Dotarłem na skrzyżowanie, postałem trochę, ale w końcu przyjechał mój bus, do którego się załadowałem i godzinę później wysiadłem pod skałą. Poszedłem pod samą skałę, zamówiłem sobie burgera i sok z marakui jako pierwszy i ostatni w sumie posiłek dzisiaj. Widokami zachwycałem się już odkąd wysiadłem, ale w końcu mogłem to zrobić w pełni 🤗 Kolejne miejsce, w którym mógłbym spędzić kilka dni, a mogę zrobić tylko szybką obczajkę.
Wyszedłem po schodach na samą górę i tam pochodziłem, porobiłem zdjęcia, wrzuciłem relacje na instagrama, ale przed wszystkim czułem satysfakcję, że plan na dzisiaj został zrealizowany, a także spokój. Jestem spokojny i gotowy na powrót. Już tylko 8 dni na tym kontynencie i wracam. Ale nie wracam do szarej codzienności, ciężko w ogóle powiedzieć jaka będzie moja codzienność po powrocie. Nie mam nagranej pracy, a oszczędności wystarczająco żeby cieszyć się wiosną i latem w Europie 😃
Po napawaniu się widoczkami wracam łapać busa i akurat stoi i czeka, no chyba na mnie, więc wsiadam i wracamy. Siedzę większość drogi bokiem za siedzeniem kierowcy, który przegląda internet, ogląda instagrama w czasie jazdy itd 🙈 Po dotarciu do Medellin, zamawiam transport do hostelu, dostaje swój przydział łóżkowy. Materac większy niż mój namiot dwuosobowy 😅
Wstępnie poznaję kilka osób, dojadam owocki z Bogoty: małe mango, mangostan, liczi i zapote. Takie brązowe z zewnątrz, trochę wygląda jak kokos, ma duże pestki otoczone miąższem. Nie wiem jak się to je, więc głównie wysysam miąższ, tak jak dzisiejszy kakaowiec 😀 Biorę prysznic i idę spać, czuję się jakbym dwa dni nie spał 🙈