Coyhaique
14 listopada
Dzisiaj pada cały dzień więc zrobiliśmy pranie, zakupy, ogarnęliśmy gotówkę z bankomatu - w Scotiabank nie pobierają prowizji. Wieczorem poszliśmy na ściankę. Setting nie jest jakiś rewelacyjny i część dużych chwytów robi za paczki, co jest mocno mylące, ale mimo tego udało coś powspinać i zmęczyć 💪
Jeszcze o tym nie pisałem, ale po Chilijskiej stronie ludzie grzeją domy piecykami na drewno. Daje to fajny klimacik, ale trzeba pamiętać żeby dorzucać opał 😀 W naszym aktualnym domku był z tym mały problem, bo po otwarciu drzwiczek dym leciał do środka, więc mieliśmy mini wędzarnie podczas rozpalania.
15 listopada
Kolejnego dnia pojechaliśmy do Parku Narodowego Coyhaique na trekking. Park jest otwarty w piątki do 15:30, a my byliśmy ok. 12:00, więc nie mieliśmy dużo czasu na trekking 🫣, ale za to pogoda w końcu była sprzyjająca. Pierwszy fragment był podejściem do Laguna Verde - jeziora wokół którego była poprowadzona mała pętla.
Później można było wracać, albo pójść dalej. Nasz czas był dobry, więc zdecydowaliśmy się na drugą opcję. Szlak nie jest wymagający i bardzo przyjemny, cały czas idzie się w lesie, w którym drzewa porośnięte są mchem, ale takim dziwnym, suchym, a może to nie mech 🤔. W każdym razie wygląda to epicko i takich drzew nigdy wcześniej nie widziałem 😍
Po drodze mija się jeszcze dwa mniejsze jeziorka, które są bardzo malownicze i warto się przy nich na chwilkę zatrzymać, na przykład żeby zrobić zdjęcia na insta, albo na bloga 🤭
Po tym jakże wspaniałym spacerze cofnęliśmy się kawałeczek (pół godziny autem) na Cascada La Virgen zaliczając po drodze jeszcze punkt widokowy, który wczoraj pominęliśmy.
Ostatnie godziny dnia upłynęły na dojeździe na nową kwaterę i zjedzeniu kolacji. Zaraz przed Villa Cerro Castilo są serpentynki, które skojarzyły mi się ze szwajcarskimi przełęczami.