Pierwsze 7b wyjazdu
2 grudnia
Dzisiaj poszliśmy na najdalszy sektor. Przy toaletach spotkaliśmy jedną z dziewczyn z hostelu. Zaproponowaliśmy, żeby poszła się wspinać razem z nami. Głównym celem było zmierzenie się z 40m 7b, które wiodło przez środek wolnostojącej skały. Poszedłem jako pierwszy i w pierwszym cruxie zablokował mnie strach, więc odpuściłem i poleciałem. Po przemyśleniu swojego życia, bez problemu wpiąłem dwie kolejne wpinki i zatrzymałem się w drugim cruxie. Po pewnym czasie udało się zapatentować, ale na kolejnej wpince odcięło mnie ze strachu i zjechałem. Ciężko powiedzieć czego dokładnie się bałem, ale totalnie odpuściłem. Po mnie próbował Sergio, ale spadł w drugim cruxie, a po nim Manuel zrobił drogę w ciągu (była to w sumie jego druga próba, ale pierwsza dzisiaj).
Jeszcze nie zszedł mi strach, ale stwierdziłem, że chcę zobaczyć końcówkę drogi i być przy łańcuchu, więc wstawiłem się jeszcze raz. W pierwszym cruxie wyjechała mi noga i mnie otworzyło, ale uratowałem zakrokiem i cisnąłem dalej. Drugi crux też poszedł w ciągu i doszedłem do miejsca, w którym ostatnio odpuściłem, ale teraz nie było strachu, tylko skupienie na skale, szukanie stopni, czytanie drogi, korzystanie z restów. 40 metrów drogi to naprawdę sporo, więc trochę to trwało. Przy końcówce miało być trochę trudniej, więc tam poświęciłem więcej czasu na analizę, udało się pocisnąć końcówkę bez lotu i tak oto udało się zrobić pierwsze od dłuższego czasu 7b i pozbyć uczucia strachu z pierwszej wstawki. Czułem się bardzo spełniony i mimo, że rzadko świętuje zrobienie drogi, to tym razem pozwoliłem sobie na okrzyk radości 😊
Później wstawiłem się jeszcze w 7c, które rozwiesił sobie Sergio i zdecydowanie jest w moim zasięgu. Krótka palczasta bulderowa droga, na którą będę chciał wrócić po reście. Wieczorem otworzyliśmy wino, Manuel wyciągnął Poi i pokazał nam podstawy, a oprócz tego dał pokaz swoich umiejętności.
3 grudnia
Kolejny dzień to kolejne 7b, czwarty dzień wspinania z rzędu i jestem już super zmęczony. Tak samo Manuel, więc w sumie oddaliśmy po jednej wstawce. Na mojej flashowej dałem z siebie wszystko, przeszedłem cruxy, ale na końcówce już brakowało zapasu. Mimo to robiłem kolejne ruchy siłą woli, aż do momentu, kiedy totalnie zblokowany podniosłem lewą nogę, ale niestety brakło mi równowagi albo wyjechała mi noga i skończyło się lotem. Było tak blisko do pierwszego flasha na 7b 🥺 Nie biorę tego do siebie, a wręcz przeciwnie mega mnie cieszy, że tak bardzo powalczyłem 🤗
Na tym skończyliśmy nasz wspinaczkowy dzień. Po drodze do obozu jeszcze zrobiliśmy przystanek na herbatę, a później powrót i typowy dzień - kąpiel w rzece, gotowanie obiadu. Darmowy kemping jest zdecydowanie lepiej zorganizowany niż płatny. Jedynym minusem jest brak toalety i certyfikowanej wody pitnej. To pierwsze można ogarnąć przy wejściu do kanionu (lub w kanionie), a to drugie w sumie trochę ignorujemy i bierzemy wodę z rzeki. Ja głównie przegotowuję albo piję z butelki z filtrem. Na naszym kempie jest zbudowany piec, a także dwa mniejsze miejsca do gotowania (nazwijmy je palnikami), żeby nie trzeba było używać gazu. Oprócz tego jest sporo sznurków do wieszania jedzenia (przeciwko szczurom, myszom, skunksom, temu czemuś co podjada jedzenie w nocy). Jest też stół, kilka ławek z pniaków i nawet chwytotablica. Generalnie to można by tu mieszkać cały czas i jedynym zmartwieniem są zakupy spożywcze. Całkiem niezłe miejsce na zaoszczędzenie trochę pieniędzy i dużo wspinania 😀
Na terenie kempu są też inne miejsca i wiele z nich wygląda na dosyć dobrze przygotowane do życia, choćby to na poniższym zdjęciu 😉