Cerro Castillo
16 listopada
Wstaliśmy wcześniej (7:30), żeby zjeść śniadanie i jak najwcześniej ruszyć na trekking do Parku Cerro Castillo. Znaleźliśmy sobie trasę, która na 7 km długości miała 1 km przewyższenia, sprawdziliśmy na stronie, że nie potrzebujemy biletów do parku i pojechaliśmy na początek szlaku.
Ścieżka wiodła przez las i po pewnym czasie dochodziło się do punktu widokowego na polance, gdzie zrobiliśmy sobie postój na drugie śniadanie. Troszkę powyżej biwaku była tablica, która mówiła “no ingesar” z jakimś opisem, ale szlak wiódł dalej więc szczególnie się tym nie przejęliśmy.
Po wyjściu nad linię drzew zaczynały się krzaczory i teren był poprzecinany strumieniami z topniejącego śniegu. Po dłuższej chwili doszliśmy do punktu widokowego, z którego rozpościera się wspaniały widok na dolinę, skąd także mogliśmy się przyjrzeć czekającemu nad podejściu. Widzieliśmy także schodzących z góry ludzi, których spotkaliśmy po ok. 5 minutach i zapytałem się o warunki na szlaku i czego możemy się spodziewać u góry. Powiedzieli że nie doszli do jeziora, że jest mnóstwo śniegu i musieli torować drogę i w razie gdyby schodziły chmury to żebyśmy natychmiast wracali żeby się nie zgubić, ale że ogólnie to spoko i że warto.
Poszliśmy dalej, ale już zaczynał się śnieg i trzeba go było trawersować przy dużym nachyleniu stoku, więc ze względu na ryzyko podzieliliśmy się i połowa postanowiła wrócić, a ja z Maorem poszliśmy dalej. Miejsce w którym się rozdzieliliśmy było jednym z dwóch trudniejszych fragmentów. Kolejnym trudniejszym fragmentem było przejście po skale, aż do miejsca z którego zawróciła wcześniej spotkana grupa. Trochę dziwne że zawrócili, bo od tego momentu śnieg był bardzo przyjemny i nachylenie było już dużo bezpieczniejsze.
Poszedłem nad jezioro czując się jak pierwszy zdobywca, bo jak dotychczas nie było żadnych śladów, porobiłem zdjęcia i zjedliśmy po bułce. Po chwili od innej nadeszła dwójka Niemców i dowiedzieliśmy się bardzo ciekawych rzeczy. Wejście do parku nie jest za darmo i kosztuje całkiem sporo (zmienił się się właściciel parku i informacja na stronie Conafu o darmowym wejściu nie jest prawdziwa), szlak którym przyszliśmy jest zamknięty, a żeby chodzić po zamkniętym szlaku trzeba mieć specjalne pozwolenia. Trochę mnie to zestresowało, bo może się skończyć problemami prawnymi i moja głowa zaczęła akcję pisania ewentualnych scenariuszy 😅
Niemcy nam też powiedzieli, że warto zrobić sobie pętle, tym bardziej że szlak po drugiej stronie jest otwarty i praktycznie nie ma śniegu. Poinformowaliśmy resztę ekipy o naszych nowych planach i zaczęliśmy powrót. Najpierw było jeszcze krótkie podejście, a później jakieś 1500 m zejścia 🙈 Kolana dały radę, chociaż trochę się o nie martwiłem. Krajobraz był super, ale niestety trzeba się było już trochę sprężać, tym bardziej że kluczyki do samochodu były z nami 🫢
Trochę się stresowałem, że będziemy mieli problemy przy wyjściu z parku, ale akurat w momencie kiedy przechodziliśmy obok strażnika parku, był zajęty wypisywaniem innych ludzi i chyba nas nie zauważył 😅
Złapaliśmy jeszcze stopa wracając do auta i Maor prawie się wygadał, że nielegalnie byliśmy w parku, ale zorientował się że ludzie którzy jechali są z Izraela i zdążył przełączyć język. Jak mi powiedział później, kierowca był pracownikiem parku 😅
Reszta dnia upłynęła na jedzonku, organizacji kolejnego dnia i transporcie do Puerto Rio Tranquilo.