Catripulli
17 stycznia
Pobudka, śniadanie, dopakowanie, uber żeby odzyskać butelkę, a później jeszcze spotkanie ze znajomą przed wyjazdem w kawiarni. Wziąłem sobie Chai Latte, ale było tak słodkie, że mam podejrzenie że dodali mi do niego cukier 🤔
Później dworzec i ponad 5 godzin w busie. Czas na spisanie ostatnich dni, książkę, youtube, może drzemkę.
Drzemka się nie odbyła, ale po dojeździe do Pucón udało się szybko znaleźć przesiadkę i po nieco ponad pół godzinie wylądować w docelowej miejscowości. Spacer z torbą pod górkę i po małym dobijaniu się do znajomych (którzy dla odmiany z sukcesem przeprowadzili proces drzemania) udało się dotrzeć do ich mieszkania.
Bardzo fajny przestronny domek w lesie. Mógłbym mieć taki, może kiedyś 🥹
Pojechaliśmy na zakupy i kupiliśmy rzeczy na kolację. Chciałem zrobić pierogi ruskie w najbliższym czasie więc kupiłem składniki. Po powrocie, a była już chyba 21 okazało się, że najbliższy czas dosyć wyraźnie się określił i zabrałem się do roboty 😂
Ja robiłem pierogi ruskie, a znajomi turron de tinto, który jest deserem owocowym z ubitym białkiem kurzym i winem. Przyszły jeszcze dwie osoby, więc zrobiła się w sumie mała impreza 😅
Pierogi odniosły sukces 🎉 Tak samo jak turron de vino zresztą. Fajny deserek 😋
18 stycznia
Wstaliśmy jakoś koło południa i po śniadaniu podjechaliśmy na wspinanie na lokalny sektor. Raczej szybka akcja, bo znajomi jechali na noc pod namiot.
Mam wrażenie, że moje wspinanie powoli przestaje istnieć, czuje spory spadek siły i wytrzymałości. Obwiniam zmęczenie podróżą, noszenie ciężkiego plecaka i niedostateczną ilość białka, a w sumie to wszystkiego w diecie 😅
Wspinanie było przy rzece, więc trochę wilgotno, same krawądki, ale mało stopni, więc dosyć szybko mnie nabiło. Dzień raczej taki rozruchowy.
Po powrocie znajomi zawinęli się na biwak, a ja zostałem sam. Na cały kolejny dzień zaplanowałem nic nie robienie 🫢
19 stycznia
Wstałem późno, poszedłem do sklepu na zakupy, bo chciałem ugotować curry z bakłażana z kurczakiem i brakowało mi w zasadzie wszystkich składników. Myślałem o łazankach, ale nie widziałem nigdzie ani porządnego (w sumie to żadnego) boczku ani makaronu do łazanek.
W warzywniaku pogadałem chwilę z synem właścicielki i w związku z rozmową zjadłem w niedalekim food trucku pan completo italiano, który jest hot dogiem w stylu amerykańskim (w otwartej bułce) z pomidorem, awokado i sosami. Całkiem spoczko, tanio i dobre 😀
Po powrocie do domu ugotowałem kolację, zjadłem i poszedłem spać. Miałem problemy z tym ostatnim bo coś mnie bolał brzuszek. Raz na jakiś czas tak mam i w tym przypadku wydaje mi się, że ostatnio za dużo czasu spędzam z telefonem, więc się trochę pospinalem, co w połączeniu ze wspinaniem, gdzie tego napięcia jest dużo, coś sobie przeciążyłem 🫣
20 stycznia
Dzisiaj wspinanko. Znajomi wrócili rano (plus dwie osoby), zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy na cały dzień. Kolejny raz sektor z krawądkami i tym razem także nic nie urobiłem, no może poza ruchami. Pierwszą drogę próbowałem dwa razy, ale nie zapamiętałem patentu i skończyło się na dwa razy. Droga była techniczna, trochę przewieszona, mało chwytów i ciężkie do znalezienia. Spadłem z miejsca gdzie chwytów było dużo ale żaden mi nie grał 🤣 Jestem zadowolony z końcówki, która była kawałkiem połogu z bardzo słabymi chwytami. Co prawda szedłem trudniejszym patentem, bo można było ominąć połóg, ale sprawił mi dużo satysfakcji i radości wspinaczkowej, więc nie ma to znaczenia 🤗
Droga numer dwa też miała fragment połogu i najtrudniejsze okazało się dla mnie przewinięcie na niego. Zajęło mi sporo prób i kilka lotów zanim wszystko zagrało. Wszedłem na lewą nogę, ale tak żeby całkowicie obciążyć mały stopień i przy pomocy prawej ręki (trochę wypór), udało się wstawić prawą nogę na coś sensownego. Końcówka była po pionie z dobrymi krawądkami, a później przy pomocy połogiego kantu wejście na niego i wpięcie do stanu.
Zawinęliśmy się i poszliśmy na inny sektor. Trochę styl margalefowy, czyli fajny ale najmniejmi leżący.
Po wbiciu się w jedną drogę, gdzie z trudem udało mi się dotrzeć do łańcucha (z lotami), czując palce u stóp i skórę stwierdziłem, że to koniec wspinania na dzisiaj. Droga miała dobre chwyty (ale obłe) i końcówka była troszkę bardziej przewieszona (wciąż prawie wcale). Po prostu nie byłem w stanie utrzymać chwytów.
Na koniec dnia poszliśmy jeszcze na punkt widokowy, a po powrocie do domu zrobiliśmy frytki i podgrzaliśmy curry. Ono odniosło sukces, bardzo smakowało znajomym i dobrze skomponowało się z frytkami.
Niestety była to moja ostatnia noc, więc po prysznicu musiałem spakować swoją torbę i położyłem się do spania bardzo późno. Miałem jakieś pięć godzin spanka 🫣