Bogota
9 marca
Dzisiaj obudziłem się w miarę wcześnie, wrzuciłem posty z szukaniem ludzi do wspinania na grupy, do których mnie dodano. Zgarnąłem jakieś kontakty od znajomych i zobaczymy. Plan był żeby jutro cisnąć do Suesca, ale po pisaniu z jednym ziomkiem, trochę uległ zmianie i najpierw pojadę do Cocora Valley.
O 9 wyszedłem z hostelu, zjadłem śniadanie po drodze i poszedłem na Montserrat. Takie tam 2.5km pod górkę. Bardzo dużo osób i ciężko było iść swoim tempem, ale były okazje do wymijania ludzi. Kiedy doszedłem na samą górę, akurat trwała msza w kościele. Śpiewali “hosanna na wysokości”, ale muzycznie brzmiało to dużo lepiej niż w domu. Nie były to suche organy i smutne zawodzenie, ale ludzie i ksiądz klaskali do rytmu, a muzyka była bardziej dynamiczna. Dobrze się tego słuchało. Kościół też był pełny, ale to nic dziwnego, bo w Ameryce Południowej ludzie są raczej praktykujący.
Trochę posłuchałem mszy, ale byłem daleko i mało co do mnie docierało, więc usiadłem obok kościoła i poczekałem na koniec. Później zrobiłem jakieś fotki i poszedłem szukać zejścia z góry od innej strony. Nie było, ale kupiłem sobie ciastko i soczek - taka mini symulacja obowiązkowego deseru w schronisku 😀
Schodząc kupiłem kropelkę, bo obudowa mojego komputera po ponad 7 latach już się trochę łamie. Po powrocie wyciągnąłem laptopa z plecaka i nie chciał się włączyć mrugając coś diodami od baterii. Stwierdziłem, że najpierw go skleję, a później się zastanowię co dalej. Zacząłem szukać, co oznaczają te sygnały i okazało się, że coś z pamięcią RAM jest nie tak. Rozkręciłem obudowę i zacząłem kombinować: zamieniać kości, używać tylko jednej i tak dalej. Typowa inwestygacja. Okazuję się, że kości działają, ale tylko w jednym slocie, więc mam zaledwie połowę pamięci do wykorzystania (16 gb). Od pewnego czasu mam świadomość, że prędzej czy później trzeba będzie kupić nowy komputer, zwłaszcza gdybym szukał pracy poza korpo. Nie podoba mi się to, bo naprawdę lubię mojego DELLa, a ceny nowego sprzętu są wysokie 🫣
No nic, komputer naprawiony, więc zgrywam zdjęcia i przygotowuje posty na bloga. Dzisiaj w planie jeszcze tylko kolacja, pakowanie i spanie. Jestem w kiepskim nastroju, nie chce mi się chodzić, ani szukać interakcji z ludźmi. Mini kryzys 😔 Chcę jeszcze ogarnąć jak sensownie dojechać na dworzec. Chciałbym uniknąć taksówek, bo ostatnio moje koszty podróżowania trochę rosną 🙈
Ogólnie podróżowanie solo, zwłaszcza w moim wykonaniu, do najtańszych nie należy. Czas jest dla mnie cenniejszy niż pieniądze, plus naprawdę nie lubię o nich myśleć, więc czasem jestem w stanie zapłacić więcej byle mieć pewność (zazwyczaj niczym niepotwierdzoną), że coś będzie lepszej jakości albo oszczędzi mi szukania tańszej opcji 🤷♂️ Nie mam też dużych wydatków, ani potrzeb, więc te pieniądze szybko nie znikają. To na czym najbardziej teraz dokładam to wożenie sprzętu kempingowego i wspinaczkowego, którego ostatnio nie używam jakoś szczególnie, a generuje koszt w transporcie i trochę ogranicza swobodę ich wybierania.
Wracając do tematu posta, to na zdjęciach są dwie rzeczy, które posytrzegam jako charakterystyczne. Niesamowicie obudowane wózki i tuk tuki, które chyba są używane głównie przez bezdomnych, a przynajmniej tak mi się wydaje po tych kilku, które widziałem. Druga rzecz to duża ilość graffiti, a właściwie murali. Jest tego pełno i bardzo mi się to podoba.