Wspinanko w Bariloche
29 października
Kolejny dzień wspinaczkowy. Tym razem trzeba było wstać wcześniej, bo umówiliśmy się z Dylanem, który jechał obijać drogi i o 8 mieliśmy być na 5 kilometrze. Dodatkowo musieliśmy się spakować i wyprowadzić z hotelu, bo jakaś grupa zarezerwowała cały. Po śniadaniu składającym się z jajecznicy, chleba i dżemów zamówiliśmy Ubera i podjechaliśmy na miejsce zbiórki. Tam się przesiedliśmy do Dylana i po drodze zgarnęliśmy jeszcze Antonio.
Jechaliśmy tą samą drogą, którą przemierzaliśmy wczoraj na rowerze i zatrzymaliśmy na wysokości ściany, nad którą zastanawialiśmy się, czy jest wspinaczkowa czy nie 🫢 Na podejście dostałem maczetę i krótką instrukcję jak jej używać w celu poszerzania ścieżki.
Pod skałką Dylan polecił nam kilka dróg, a później zabrał się razem z Antonio za obijanie z dołu pierwszego wyciągu drogi. Pierwszy raz w życiu wspinałem się sportowo w granicie i podobało mi się. Jestem bardzo nierozwspinany więc ciężko mi wyceniać drogi, ale rozgrzewkowa była za jakieś 6a+, później uciekła mi noga na 6c, ale poszło w drugiej próbie, mimo niedopracowanych patentów.
Nigdy wcześniej nie wspinałem się sportowo w granicie. Podobnie jak wspinanie w Tatrach, ale nie ma rys ani tyle kanciastego wspinania jakie znam z polskich gór i przede wszystkim fajne wspinanie jest przez całą drogę 😄
Dylan skończył obijać drogę, ale w sumie była bardziej trickowa niż się spodziewał i ani on ani Antonio nie poprowadzili jej w ciągu, ale zaproponował żebym spróbował. Nie mogłem przegapić takiej okazji. Crux był dosyć ciekawy, bo na lewą rękę chwyt był dosyć daleko a na prawą były głównie podchwyty. Trochę mi zajęło ich znalezienie i rozkminianie sekwencji, ale jak już sobie wszystko poukładałem to poszło sprawnie. Później był jeszcze fragment tańca na połogu, ale udało się pociągnąć wyciąg do końca. Przyjemne uczucie kiedy moja pierwsza droga FA została poprowadzona właśnie w Patagonii 😍
Później przenieśliśmy się na skałkę obok, gdzie Antonio obijał swoją pierwszą drogę. Tam się wstawiałem w połóg, który może nie do końca dobrze rozczytałem i skończył się tańcem bez chwytów 🙈 Na koniec jeszcze poprowadziłem drogę Antonio i przyznaję, że jest bardzo fajna. Trochę miałem wrażenie, że chwyty ukruszą mi się w rękach, ale na szczęście nic takiego nie zaszło.
Na zejściu zapomniałem zabrać butelkę z wodą i w zasadzie przebiegłem całą drogę pod skałkę i z powrotem. Moje płuca i gardło niezbyt świętowały ten bieg i kaszlałem jeszcze przez następne pół godziny 😅
Na kolacje kupiliśmy sobie łopatkę wołową i trzeba przyznać, że mięso w Argentynie jest smaczne 🫣